Zielony (zazwyczaj) spektakl nad głową
Podczas tej wyprawy szanse zobaczenia zorzy są w zasadzie stuprocentowe. Będziemy na nią
polować w dwóch różnych miejscach: nad wybrzeżem Morza Norweskiego oraz w głębi lądu, w
słynącej z surowego klimatu Laponii. Każde z nich ma swoje plusy. Na wybrzeżu jest wyraźnie
cieplej – temperatury często są tu dodatnie, co ułatwia aklimatyzację za Kołem Podbiegunowym.
Laponia to zupełnie inna bajka – mróz jest tu gwarantowany, a pogoda stabilniejsza, dzięki czemu
nocą niebo przejaśnia się na długie godziny.
Fiordy będą jadły z ręki...
... jeśli tylko ktoś będzie miał odwagę zanurzyć palce w lodowatej wodzie. Wystarczy rzut oka na
mapę, żeby wyrobić sobie opinię o okolicach Tromso: dziesiątki wysp i wysepek oddzielonych przez
wcinające się w wybrzeże długie zatoki stwarzają obietnicę niezwykłych krajobrazów. Rzeczywistość
przekracza jednak najśmielsze wyobrażenia. W ciepłym, północnym świetle tutejsze pejzaże
wyglądają jakby wyszły spod pędzla malarza o wyjątkowo romantycznym usposobieniu. A gdy
przychodzi front atmosferyczny i zacina ścieg? Wtedy mamy prawdziwą zimę, jaką u nas trudno już
spotkać. Tak czy tak wygrywamy.
Laponia na biało
Jeszcze bardziej zimowo zrobi się w Laponii. To niesamowite, ale wystarczy odjechać na kilkanaście
kilometrów od morza i klimat zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Temperatura
wyraźnie spada, a pod nogami skrzy się błyszczący śnieg. Bałwana tu raczej nie ulepimy – jest na to
za zimno. Zamiast tego będziemy spacerować w tym odrealnionym krajobrazie, a wszystkie
codzienne problemy zostaną gdzieś daleko...